strona główna

e-mail:
malgorzata@trzcinska-dabrowska.pl

Spis treści
napisali
Tygodnik
Wszystkie strony

Wystawa matki i córki

- Matka zawsze umiera za wcześnie. Nawet choćby żyła, tak jak moja, ponad 90 lat - przyznaje poetka i malarka Małgorzata Trzcińska-Dąbrowska. W Dniu Matki otwiera w Galerii "Zadra" przy ul. Andersa 29 niezwykłą wystawę, którą wydobywa swoją matkę z cienia anonimowości. To wystawa matki i córki: pełna ciepła i miłości

Upodobanie do sztuk plastycznych - jak twierdzi - wyssała z mlekiem matki, choć ona sama niespecjalnie zachęcała jej do podejmowania prób malarskich. Impuls przyszedł później. Pędzel i paletę wzięła do ręki cztery lata temu, gdy matki już nie było na świecie...
- A przecież to jej właśnie zawdzięczam swoje malowanie. Bo nauczyła mnie patrzeć. Na teatr obłoków pochmurnego nieba, na niezwykłe kolory mokrych granitów na górskich ścieżkach, na futrzaste liszki i  opalizujące pancerzyki owadziej rodziny. Malarstwo zaczyna się od patrzenia - mówi Małgorzata. I przyznaje, że malowania nikt jej nie uczył. Któregoś razu naciągnęła na ramy płótno, zanurzyła pędzel w farbie i... poszło.

Rysunki "ZK"

Pomysł wystawy zrodził się, gdy po warszawskich archiwach szukała materiałów do sagi rodzinnej, którą obiecała napisać dla mieszkających w Australii bratanków. W zbiorach dokumentów znalazła wiele rozmaitych druków z rysunkami sygnowanymi "ZK". Właśnie tak swoje prace podpisywała Zofia Koszelanka, jej matka.
Zofia Koszelanka-Trzcińska (1910-2004) należy do tego pokolenia polskich artystów plastyków, którym wojna i okupacja niemiecka nie tylko przekreśliła na wiele lat karierę zawodową, ale też zniszczyła dokumentację artystycznego dorobku. Z wojennej pożogi ocalało niewiele. Praca dyplomowa, czyli rzeźba z lipowego drewna. Rzeźbę bardzo wysoko, bo aż na "czwórkę z plusem" ocenił prof. Jan Szczepkowski, zdobywca grand prix na międzynarodowej wystawie sztuki dekoratorskiej w Paryżu (1925 r.). "Piątka", jego zdaniem, była zarezerwowana wyłącznie dla profesora. Zachowało się sześć niewielkich obrazów olejnych, malowanych w latach 1932-34 w Zakopanem i w Kazimierzu nad Wisłą. W tym znakomity autoportret w czerwonym berecie, z którym Małgorzata pozuje nam obecnie do zdjęcia. Z kazimierskich klimatów zostało jeszcze kilka akwarel, kilkanaście rysunków. Uratowano też trochę druków reklamowych Domu Towarowego Braci Jabłkowskich, dla których Koszelanka pracowała przez 9 lat od ukończenia studiów w Miejskiej Szkole Sztuk Zdobniczych i Malarstwa aż do wybuchu wojny.

Małgorzata poszła tym tropem, co pozwoliło poznać temperament matki jako rysownika, dokumentalisty, karykaturzysty oraz wspaniałego liternika. Trzeba przecież pamiętać, że w tamtych latach większość tytulariów w reklamie robiło się "z ręki", co wymagało nie lada umiejętności. I tego właśnie w zakresie "sztuk stosowanych" - malarstwo ścienne, grafika użytkowa, rzeźba dekoracyjna, wnętrza handlowe - uczyła stojąca na  bardzo wysokim poziomie szkoła przy ul. Wierzbowej.
Wystawa, którą Małgorzata otwiera w Dniu Matki, powstała w wyniku kwerendy po zasobach Archiwum Państwowego Miasta Warszawy, warszawskiego Muzeum Historycznego, Muzeum Drukarstwa oraz Biblioteki Narodowej. Swoje - najistotniejsze dla ekspozycji - zbiory druków reklamowych udostępniła jej rodzina Jabłkowskich. Matka, która przez prawie dziesięć lat ilustrowała swoim rysunkami wszystkie katalogi "Domu braci Jabłkowskich", rozprowadzane w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy, i  rysowała każdy umieszczony na ich kartach produkt - pozostała anonimowa, bo rysunki sygnowała tylko inicjałami ZK.

Od rękawiczek po obrusy

Dzisiaj dziwi, zwłaszcza młodzież, fakt, że w przedwojennych katalogach i żurnalach dominował rysunek. Fotografia bowiem w tamtych latach była jeszcze techniką kosztowną. Koszelanka rysowała wszystko: od rękawiczek, sukni i garniturów, po wyprawki dziecięce, sztućce i artykuły przygotowywane na tzw. Biały tydzień, podczas którego eksponowano zwłaszcza pościel, firany, obrusy i serwety stołowe. Pełna wzruszeń podróż sentymentalna poświęcona poszukiwaniu śladów po matce zakończyła się w wilanowskim Muzeum Plakatu, gdzie Małgorzata odnalazła dwa z pięciu plakatów zaprojektowanych przez matkę w 1948 r., dla przedsiębiorstwa Film Polski. Wystawa, która będzie czynna do 8 czerwca, to hołd złożony matce.

Alicja Dołowska
Tygodnik "Niedziela"
nr 21, 24 maja 2009 r.

Fot. Dominik Różański

Zofia Koszelanka. Chłopiec z tulipanami. Technika prószu, 1930

Zofia Koszelanka. Typy z Kazimierza. Ołówek, 1932

Zofia Koszelanka. Dziewczyna. Rzeźba, drewno, wys. 40 cm, 1930

Zofia Koszelanka. Autokarykatura. Tusz, 1937

Zofia Koszelanka. Druk reklamowy DTBJ, 1938




Zofia Koszelanka. Fot. archiwum, 1938

W hołdzie matce


W warszawskiej Galerii Zadra od niedawna podziwiać można niezwykłą wystawę plastyczną „Matka i córka". Nieprzypadkowo jej wernisaż odbył się 26 maja - w Dzień Matki.

Córka , inicjatorka przedsięwzięcia, Małgorzata Trzcińskia-Dąbrowska, poświęciła wiele czasu, by zebrać dzieła swej matki, przedwojennej plastyczki Zofii Koszelanki-Trzcińskiej, i pokazać je na wystawie przede wszystkim poświęconej jej pamięci. Zofia Koszelanka z uwagi na swe wybitne zdolności przyjęta została do Miejskiej Szkoły Sztuk Zdobniczych i Malarstwa w Warszawie w wieku 16 lat. Poświęciła się głównie grafice użytkowej - tworzyła m.in. dla Domu Towarowego Braci Jabłkowskich. Jej prace, wykonane z wielkim pietyzmem, Zofia Koszelanka. Autoportret. Olej, płótno, 15x18 cm, 1934bogate w szczegóły, były wizytówką tego największego domu handlowego w przedwojennej Polsce. Tworząc anonimowo, prace sygnowała inicjałami „ZK". Niewiele oryginałów ocalało z ognia wojny, jednakże zachowało się sporo, choć bardzo rozproszonych, reprodukcji jej dzieł. Wykonane rozmaitymi technikami prace świadczą o wielkim talencie i niezwykłej osobowości artystki. Na wystawie podziwiać można m.in. jej pełne finezji miniaturki reklamowe, ale też obrazy olejne, akwarele, szkice ołówkiem, rysunki tuszem i prace wykonane techniką prószu.

Małgorzata Trzcińska-Dąbrowska pokazuje zaś na wystawie swoje obrazy - głównie pejzaże, portrety i martwe natury. W harmonijnie uchwyconych za pomocą miękkiej kreski krajobrazach, w ich barwach zaobserwować można inspiracje malarstwem polskich kolorystów.

Paulina Madany
Tygodnik "Solidarność"
nr 24, 12 czerwca 2009 r.